Z Maastricht to było tak: chciałam tam pojechać, kiedy zwiedzałam Aachen, ale wtedy nie bardzo się dało, więc wizyta w tym mieście została odłożona na nieokreślone "później". Przypomniało mi się o tym, kiedy planowałam swoją wyprawę do Holandii, więc zadbałam o to, żeby tym razem jednak tam dotrzeć. Nie jestem pewna, czy wyszło to nam na dobre - Maastricht leży bardzo daleko od całej reszty atrakcji w Holandii, więc sporo musiałyśmy dopłacić do przyjemności zwiedzania go. Na dodatek kiedy zaczęłam szukać noclegu na Couchsurfingu, okazało się, że akurat w tym okresie trwa tam karnawał. Już miałam wizję spania na dworcu, ale odezwała się do nas Iwona - Polka mieszkająca w Maastricht - i przyjęła nas do siebie. Spędziłyśmy miły wieczór, wymieniając się doświadczeniami z podróży, a wieczorem wyszłyśmy na karnawałowe piwo, które w Holandii okazało się mniej więcej tej samej wielkości co w Portugalii - czyli maaaalutkie. ;)
Lot samolotem był tak samo fajny jak zawsze. :D
A tak przywitał nas dworzec kolejowy w Maastricht. Karnawał, rozumiecie. ;)
Impreza dopiero się rozkręcała, wiec sporo jej brakowało do szaleństwa, które zastałam kiedyś w Kolonii. ;)
Piękne kolorowe drzwi to coś, co podobało mi się w Maastricht najbardziej.
A na koniec - Holandia w skrócie. ;)
PS. To, czego nie widać na zdjęciach: w Maastricht okropnie trudno jest znaleźć sklep! Nam udało się w końcu na 5 minut przed jego zamknięciem, a następnego dnia miała być niedziela... ;)