Po ostatnim zimowym poście cofamy się w czasie do... września 2015 roku. :D Mój samolot z Irlandii wylądował w Gdańsku całkiem wcześnie rano, co pozwoliło nam na zaplanowanie małego zwiedzania. A że w Trójmieście widziałam już prawie wszystko, padło na murale na Zaspie.
Pamiętam, że pogoda była szalona, raz słońce, raz ulewny deszcz, a na niebie ciemne skłębione chmury. Pomiędzy wysokimi budynkami przemykały malutkie ludzkie postacie z parasolami. Nasz był tęczowy.
Poziom artystyczny murali na Zaspie jest nierówny, niektóre są świetne, takie, że szczęka opada z zachwytu, a inne sprawiają, że też opada – tylko z zupełnie innego powodu. Jednak co Łódź, to Łódź.